W maju ubiegłego roku do sądu trafił pozew przeciwko Apple, w którym firma oskarżona została o świadome ukrywanie defektu w modelach MacBooków Pro z 2016 i 2017 roku, polegającego na zanikaniu podświetlenia ekranu tych komputerów, co nazwane zostało jako afera „Flexgate”.

Sędzia, który prowadzi tą sprawę stwierdził, że Apple świadomie sprzedawało wadliwe laptopy. Uznał on, że firma wiedziała o problemie, ponieważ zapewne uzyskała informacje na ten temat wyniku przedpremierowych testów.

W Apple funkcjonują procedury, zgodnie z którymi wszystkie urządzenia poddawane są testom, które symulują warunki ich intensywnej eksploatacji. Sędzia uznał, że fakt ten oraz skargi złożone przez wielu konsumentów wystarczające są do uznania winy firmy.

Oskarżyciele twierdzą, że firma cały czas zaprzecza, że jest to błąd seryjny i próbuje ukryć wszelkie dowody na istnienie tego problemu, usuwając komentarze i wątki dotyczące tego tematu na forum wsparcia technicznego Apple. Co ciekawe sędzia uznał to za kolejny dowód w sprawie.

Obrońcy firmy wspominają, że komputery, których dotyczy sprawa funkcjonowały bez zarzutów przez ponad trzy lata i dopiero po tym czasie zostało wniesione oskarżenie, a zarzuty oparte są na fałszywych założeniach, a nie na faktach i namacalnych dowodach. Pełnomocnik Apple powiedział w sądzie, że taśma łącząca ekran z płytą główną jest cienka i może ulec uszkodzeniu w wyniku eksploatacji komputera.

Warto przypomnieć, że tak zwana afera Flexgate dotyczy MacBooków Pro z 2016 i 2017 roku, w których występował problem z nierównomiernym podświetleniem, spowodowany usterką taśmy łączącej ekran z płytą główną. Taśma psuła się w wyniku wielokrotnego otwierania i zamykania klapy wyświetlacza. Było to przyczyną powstawania tak zwanego efektu światła scenicznego.

Źródło: MacRumors