Był wtorek, 20 października. Jak to zazwyczaj bywa, około godziny 15:00 wychodziłem z pracy, kiedy z głośnika mojego iPhone’a 5 zabrzmiał dźwięk informujący o nadejściu wiadomości SMS. Sięgnąłem do kieszeni i po wyjęciu z niej telefonu okazało się, że nadawcą SMS-a jest info@orders .apple.com. Dodam, że od kilku dni czekałem na dostawę nowego smartfona z logo nadgryzionego jabłka na obudowie. Treść wspomnianej wiadomości, którą zachowałem na potrzeby napisania niniejszego wstępu, brzmi: „To już dziś! Produkty należące do zamówienia (…) powinny zostać dziś dostarczone”. Dosłownie po chwili zadzwonił pracownik firmy kurierskiej i powiadomił mnie o przesyłce. Niecałe dwie godziny później paczkę miałem już w swoich rękach. W chwili, gdy piszę ten tekst, z iPhone’a 6s korzystam dopiero od tygodnia, postanowiłem jednak podzielić się wrażeniami dotyczącymi przesiadki z iPhone’a 5 na 6s i spróbować rozwiać wątpliwości tych, którzy zastanawiają się, czy nadszedł już czas na zmianę.

Nie będzie to kolejna recenzja nowego smartfona od Apple, ponieważ tych w sieci jest już mnóstwo. Postaram się skupić na różnicach między dwoma wspomnianymi urządzeniami i moich subiektywnych odczuciach na ich temat.

Ogólne wrażenie

Pierwsza różnica to oczywiście wielkość obu urządzeń. Jednym z powodów, dla których nie zdecydowałem się na zakup poprzedniej generacji iPhone’ów, był właśnie fakt, że zostały one powiększone, co było podobno ukłonem w stronę rynków azjatyckich. Przyznam, że czekałem na model „6c”, który oferowałby 4-calowy ekran w połączeniu z wydajnością porównywalną do większych wersji. Gdy rok temu Tim Cook zaprezentował nową konstrukcję iPhone’ów, dość szybko znalazłem się po stronie tych, którzy twierdzili, że większy ekran nie jest potrzebny. Moje zdanie na ten temat zmieniało się za każdym razem, gdy miałem okazję trzymać w ręce iPhone’a 6 lub 6 Plus. O ile nadal uważam, że ekran o przekątnej 5,5 cala jest po prostu za duży na moje dłonie, to ten, w który wyposażony został model 6s, wcale taki nie jest. To dobry kompromis między wygodną obsługą, a powierzchnią ekranu. Warto dodać, że zmiana urządzenia na większe wymusza jednak nowy sposób jego trzymania. Do tej pory, opierając iPhone’a 5 na małym palcu, mogłem bez problemu sięgnąć do górnej krawędzi ekranu. Z moją wielkością dłoni w przypadku 6s jest to niemożliwe, a nowy sposób chwytania jest mniej pewny. Warto zaopatrzyć się w etui, które będzie mniej śliskie niż aluminiowa obudowa telefonu.

Kolejną różnicą jest waga urządzeń. 31 gramów to oczywiście niewiele. Różnica delikatnie wyczuwalna jest dopiero, gdy sięgam po poprzedni model. Jest ona jednak tak mała, że nie warto o tym więcej pisać. To samo dotyczy grubości nowego urządzenia. Różnica widoczna jest, gdy położymy oba modele obok siebie. Po włożeniu nowego iPhone’a w etui staje się niezauważalna.

Bardziej istotna z punktu widzenia pierwszych dwóch, trzech dni użytkowania iPhone’a 6s jest zmiana położenia przycisku power/sleep. Nie ukrywam, że przez taki właśnie okres czasu próbowałem usypiać nowe urządzenie, kierując swój palec na jego górną krawędź. O ile do samej zmiany lokalizacji przycisku udało mi się dość szybko przyzwyczaić, to jeszcze do tej pory zdarza mi się przyciszyć lub podgłośnić iPhone’a, zamiast go uśpić.

Nowe funkcje i rozwiązania techniczne

Zacznę od ekranu. Ten w iPhonie 6s Apple nazywa Retina HD. Według specyfikacji technicznej główne różnice to rozdzielczość, współczynnik kontrastu oraz zastosowanie w nowym modelu technologii dual-domain, zapewniające szerszy zakres kątów widoczności. Nie chcę jednak wchodzić w szczegóły. To, co najpierw rzuca się w oczy, to wrażenie, że ikony aplikacji znajdują się tuż pod taflą szkła, która chroni wyświetlacz. W iPhonie 5 wydaje się, że tafla ta jest dużo grubsza. Bardziej wprawne oko zauważy również wspomniany wyższy kontrast, szczególnie gdy spoglądać będzie na oba urządzenia jednocześnie. Wyższa rozdzielczość wynika z powiększenia powierzchni ekranu. Liczba pikseli na cal nie uległa zmianie. Przy okazji warto wspomnieć, że ekran zyskał szósty rząd ikon. Spowodowało to, że mimo wyciągnięcia niektórych z nich z folderów nadal mieszczę się na dwóch ekranach. Powodem zmniejszenia liczby ikon w „katalogach” jest oczywiście funkcja 3D Touch. Możliwość korzystania z niektórych funkcji aplikacji systemowych i coraz większej liczby tych tworzonych przez niezależnych deweloperów z poziomu ekranu początkowego za pośrednictwem właśnie 3D Touch sprawia, że chowanie ikon w folderach generuje niepotrzebne tapnięcia w ekran oraz znacznie obniża radość korzystania z tej funkcji. Niewielka liczba aplikacji wspierająca to rozwiązanie sprawia, że nie stało się ono moją ulubioną nowością. Z 3D Touch korzystam najczęściej przy okazji obsługi aplikacji Telefon, gdy chcę zadzwonić do osoby z listy ulubionych, oraz w aplikacji Mail, gdy podglądam nowe wiadomości. Moim zdaniem funkcja ta ma bardzo duży potencjał, który wykorzystany zostanie w najbliższym czasie przez twórców programów.

3dTouch

Następną olbrzymią zmianą jest Touch ID. Koniec z wpisywaniem kodu w celu odblokowania ekranu i hasła Apple ID podczas zakupów w App Store. Do tego przyzwyczaić się można w kilka minut. Czytnik linii papilarnych drugiej generacji jest niezwykle szybki. Po prostu naciskam przycisk Home, a urządzenie jest już odblokowane. Niedawno w sieci pojawiły się informacje o tzw. „Touch ID gate”. Niektórzy użytkownicy twierdzili, że czytnik jest zbyt szybki, a naciśnięcie przycisku Home nie pozwala na odczytanie powiadomień, gdyż od razu skutkuje odblokowaniem telefonu. Mi osobiście to nie przeszkadza. W celu sprawdzenia powiadomień wciskam home/sleep, a szybkie Touch ID uważam za ogromy plus. Z mojego punktu widzenia ważne było to, by zaprogramować swoje oba kciuki i oba palce wskazujące. Nie zrobiłem tego od razu i szybko zaczęło mnie irytować, że urządzenie nie reaguje na każde moje dotknięcie.

Dość mocno lansowaną przez Apple zmianą są także możliwości obu kamer. Póki co na mnie nie robi to większego wrażenia. Nie mam żyłki fotografa, więc nie zagłębiam się w tematy związane ze światłem przesłony i lokalnym mapowaniem tonalnym, ale przyznać trzeba, że zdjęcia są - jak to się fachowo określa – „ładniejsze”. Na uwagę nawet największego laika zasługuje jednak możliwość nagrywania wideo w zwolnionym tempie. Nie oferował tego iPhone 5. Dzięki takiej opcji można wczuć się w rolę operatorów kamer dających podobne, a w zasadzie lepsze możliwości, które znane są z programów emitowanych na kanale Discovery. Mi daje to olbrzymią radość.

Ważna jest również wydajność. Dzięki nowym procesorom iPhone 6s jest znacznie szybszy od iPhone’a 5. Przy przesiadce na wydajniejsze urządzenie trudno zauważyć różnicę. Widoczna staje się ona dopiero wtedy, gdy do ręki weźmiemy „starego” smartfona. Co więcej, koprocesor M9 pozwala na korzystanie z funkcji „Hey Siri”, gdy telefon nie jest podłączony do zasilania zewnętrznego. Regularnie korzystam z niej podczas jazdy samochodem. iPhone 5 nie dawał takiej możliwości. Dzięki M9 aktywna jest wreszcie aplikacja Zdrowie, ale ze względu na gabaryty oraz cenę nowego smartfona nie korzystam z niego podczas treningów. Wykresy obrazujące wykonaną w danym dniu liczbę kroków dają jednak do myślenia. Widząc je, zdecydowałem, że będę odtąd znacznie więcej chodzić. Będzie to dobrym dodatkiem do treningów biegowych.

Ostatnim aspektem, który chciałem porównać, jest bateria. Nie pamiętam, jak długo na jednym ładowaniu pracował nowy iPhone 5, ale 6s daje radę. Czas użycia od ostatniego pełnego naładowania dochodzi do 8 godzin, co w „starym” iPhonie było niemożliwe. Wpływa na to z pewnością bardziej energooszczędny procesor i jeszcze bardziej oszczędny koprocesor, który w miarę możliwości przejmuje zadania układu A9, oraz oczywiście większa pojemność baterii. Ważne jest jednak, że w ostatecznym rozrachunku daje to niezwykle zadowalające wyniki.

Przechodząc do podsumowania stwierdzam, że plotki o tym, iż Apple się kończy, są mocno przesadzone. Nowemu iPhone’owi nie można odmówić innowacyjności, przede wszystkim jednak jest to niezwykle płynnie działające i dające ogromną przyjemność z użytkowania urządzenie.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w MyApple Magazynie nr 11/2015:

Pobierz MyApple Magazyn 11/2015